Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 77.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szlachcica, podobno swego krewniaka z córką. Córka ta Sabina, jest to jedna z najniebezpieczniejszych syren, jakie znajdują się pod słońcem. Piękna jak Wenus, cyniczna, wabna, zmysłowa — wyrachowana i chłodna przez rozum, a namiętna przez bujną naturę gorącej krwi i młodości, pragnąca miłości z jednej strony dla utylitarnych studyów, które mogą jej na przyszłość pomódz do karyery, z drugiej dla bachicznych pocałunków i uścisków, w których drży każdy nerw, a ciało płonie jak węgiel — taka mieszanina Messaliny i Dalili, zła rusałka wysysająca krew ludzką, odrazu opanowywa wyobraźnię i zmysły malarza — wraca on wreszcie do Klarci — ale już nie ten co dawniej. Ta jasna świetlana istota zachwyca go zawsze, ale budzi w nim podziw nie pociąg. Kocha go i ona wprawdzie, ale miłość jej płynie spokojnie jak źródło czystej wody. W zwichrzeniu namiętności nie padnie ona nigdy w jego objęcia, nie będzie tulić go kurczowo do piersi, palić oddechem i całusami. Nie. Takie istoty poświęcą dla ukochanego mężczyzny wszystko, prócz wstydu. Można się w nich kochać i być przez nich kochanym — ale nie można prowadzić z niemi tego rodzaju romansu, którego bohaterka z kolei wiedzie wkońcu gwałtowne monologi z utraconym wiankiem rucianym. Cnoty takich kobiet strzeże nie konwenans, ani wyrachowanie, ale jakaś przenikająca całą ich istotę pół-