Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 77.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyżółkłą twarzą, nerwowem drganiem w oku i bezczelnemi słowy, których treść da się uchwycić najkrócej: «Jestem łotr, jestem gracz — pomagaj mi».
Przyznać należy, że ze stanowiska logiki nie rozumiemy tej otwartości, której powodów i autorka nie wyłuszcza nigdzie. Przebiegły i znający ludzi na wylot Graba, łatwo mógł odgadnąć, że taką bezczelnością nietylko nie zapewni sobie pomocy Kamilli, ale wzbudzi w niej dla siebie wstręt nieprzezwyciężony. A jednakże wstręt ten był później nieprzełamaną przeszkodą dla jego pragnień. Dla czego więc to uczynił? Nie dla korzyści, nie dla wygody, nie przez zemstę nawet, bo taki człowiek nie mści się z własną szkodą. Pan Graba sam później żałuje tego postępku, ale żałując nie tłumaczy nielogiczności, jaką on, a raczej autorka popełniła przez jego usta. Można tylko jedno przypuścić: chciał dokuczyć żonie — ale i to z jego strony niedorzeczne.
A jednak autorka nie chciała go mieć jednym z takich, którzy popełniają bezcelowe niedorzeczności.
Wogóle stosunek jego z żoną nie jest dość usprawiedliwiony. Graba kocha ją, a ciągle bez widocznej potrzeby jej dokucza; pragnie jej a ciągle ją oddala. Nie jest to zgodne z jego egoizmem i uporczywością każdego pragnienia. Graba ma wybór: albo inaczej postępować