Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 60.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jak to? i wy chcieliście, żeby Matki chrześcijańskie śpieszyły do Doliny Szwajcarskiej na światowe widowiska, a jeszcze podczas takich mrozów, jakie panowały niedawno? Czy zapomnieliście, że kto jest Matką chrześcijańską, ten na pogański teatr narażać się nie może i nie powinien? Nie wypada, panowie, nie wypada! A z drugiej strony, czy sądzicie, że tylko pieniędzmi można przyjść w pomoc sierotom? Otóż druga straszna omyłka. Zelantki postanowiły nie przychodzić z pomocą materyalną szkółce, właśnie dlatego, że świat ten nie jest niczem innem, tylko padołem płaczu i nędzy, i że nic tak nie pomaga do otrzymania szczęśliwości wiekuistej, jak cierpienia doczesne. Jeżeli więc sieroty będą szczękały zębami z zimna i głodu, wyjdzie im to na dobre, tembardziej, że w każdym razie mają zapewnioną pomoc duchową zelantek.
Jeżeli jednak, o zmateryalizowani synowie wieku! chodzi wam już tak koniecznie o dobro zakładu, które zresztą niczem innem nie jest, tylko marnością, jak to codziennie powtarza l’abbé Wylizalski, poglądając na białą kawę z tłustym kożuszkiem, przyrządzaną mu umyślnie w poobiedniej porze przez pulchne ręce hrabiny Bezikiewiczowej — jeżeli więc, mówię, chodzi wam o dobro materyalne, tedy bądźcie spokojni, albowiem drugie z kolei widowisko sobotnie przyniosło trochę więcej dochodu, niż pierwsze.