Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 60.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ze łzami: «Mistrzu!» Ale nie szukając takich Lisztów lub Verdich, był czas, że i u nas dzielono się, jak relikwiami, strzępkami z chustek od nosa Apolinarego Kątskiego, lub zachowywano troskliwie talerze z resztkami, jakie wielki, jak na owe czasy, skrzypek pozostawił. Dziś to już minęło, ale jednak i dziś należy jeszcze do dobrego tonu być w zażyłych stosunkach nie już z domorosłemi wielkościami, ale z olbrzymami talentu z za granicy. Gdy bawiła tu panna Bianka Donadio, nasza złota młodzież ubiegała się choćby o parę słów rozmowy z czarodziejką. O! ja poznałem doskonale pannę Donadio! chwalił się raz pewien młodzieniec. — Poznałeś pan, no i jakże? — rozpytywano go ciekawie. — Ogromnie miła kobieta — odrzekł: — przedstawiają mnie, a ona zaraz powiada: Ah! monsieur! tam coś, tego... — powiada — ogromnie miła kobieta!
Istotnie, wnosząc z powyższej rozmowy, uprzejmość panny Donadio wyrównywała przynajmniej inteligencyi i umiejętności narracyjnej owego młodzieńca. Mogę was jednak zapewnić, że ów niedługi wprawdzie, ale serdeczny stosunek z panną Donadio, opowiedziany przytem z taką naturalnością, ujął za serca tych, którym go opowiadano, i podniósł w oczach wszystkich i tak już niemałą wartość rzeczonego młodzieńca. Bądź co bądź, dla zwyczajnego filisterskiego domu miło jest widzieć u siebie mło-