Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 60.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wprawdzie czuje, ale o których się z różnych względów nie mówi. Zresztą nie ja jeden trzymam się w naszym organie tej taktyki; dlatego powiem wam, że prócz pani Modrzejowskiej, panny Popiel i dwóch może starszych artystek do ról matek — nie posiadamy innych, któreby na to miano zasługiwały. Poprostu komedyopisarz czuje się nieraz w kłopocie, i jeżeli dwie te panie nie chcą, lub nie mogą grać, woli sztuki wcale nie wystawiać. Jakże tu bowiem i wystawić sztukę, skoro z góry jesteś przekonany, że zamiast: hrabia i margrabia, będą ci mówić — hrebia i mergrebia, zamiast — matka: metka, zamiast: ród mężczyzn — ród meszczyzn, zamiast: mojemi uczuciami — memy uczuciamy, i tym podobnie! Słyszysz z góry te głosy gardłowe, od których zimny pot zjawia ci się na skroniach, «żal duszę ściska, serce boleść czuje», widzisz te artystki, jak grając dystyngowane damy, sznurują usta i poruszają w nadprzyrodzony sposób turniurami, sądząc widocznie, że prawdziwa dystynkcya właśnie na takiej nadprzyrodzonej turniurowej gimnastyce polega. Eheu! eheu! — więc jeżeli jesteś komedyopisarzem, chowasz napisaną sztukę do szuflady, mówiąc jej: «Śpij dziecię i nie pokazuj nosa na świat, bo artystki zjedzą twe ciało, a krytycy kości, i nie zostanie z ciebie nawet popiołu». — Niema kto grać, i skończyło się.