Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 60.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lub potrójne wywoływania aktora jest już dowodem najwyższego uznania; nasze cyfry, dochodzące siedmiu lub ośmiu razy, nie są tam znane. Cały wreszcie teatr wygląda posępniej, bo jakkolwiek nowa dyrekcya powiększyła już liczbę świateł, przecie i teraz jest jeszcze ciemno, nawet tak ciemno, że rysów osób siedzących naprzeciw, bez szkieł dokładnie rozeznać nie można.
Ale wracam do przedstawienia i do panny Deryng. Mówię, że zjawienia się jej oczekiwałem z pewnym niepokojem, bo bałem się rozczarowania. Tymczasem zadzwoniono; kurtyna się podniosła i rozpoczęło się przedstawienie. Pierwsze sceny przemknęły jak błyskawica; nakoniec wyszła i panna Deryng w towarzystwie znanej warszawskiej publiczności Zimajerowej. Po kwadransie gry, którą studyowałem zarówno pilnie jak krytycznie, począłem formułować sąd. Nie zawiodłem się. Obawa rozczarowania odleciała jak posępny ptak nocny przed światłem. Postać wysmukła, wiotka, ale gibka, rysy wyraziste, z łatwością odbijające wrażenia, głos donośny, pełen owych głębokich drgań, płynących z duszy i trafiających do duszy, a przytem giętki i dźwięczny — oto przymioty, które w tej artystce najpierwej każdego uderzają. Później widziałem ją jeszcze kilkakrotnie, dlatego mogłem dokładne sobie o niej zdanie wy-