Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 60.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzeniu wam kilku słów o marszałku Nadymalskim.
Co mnie w tym człowieku zawsze szczególnie zachwycało, to ta godność osobista, która bije z każdego jego gestu i słowa. Nie dziwcie się, że marszałek z lada kim wdawać się nie będzie. Nie pozwala mu na to ani pozycya socyalna, ani nazwisko. Jak jednak umie przeczuć z samego brzmienia nazwiska, z kim można zrobić znajomość, a z kim nie, niech wam tego dowiedzie następujący wypadek.
Na pewnych wodach zagranicznych, przy tabldocie siedziało polskie towarzystwo, w którem znajdował się i marszałek. Marszałek nie znał nikogo, ale wiedział z kim ma do czynienia, dlatego zachowywał się ostrożnie i milcząco. Gniewało go już to, że ci, którzy zwracali się do niego w rozmowie, nazywali go tylko poprostu: panie dobrodzieju — nie był więc i w humorze. Rozmawiano o muzyce, o operach, wymieniano rozmaite nazwiska, o których marszałek nigdy nie słyszał i nie wiedział, co są zacz — wreszcie ktoś zwraca się do marszałka i pyta:
— Pan Dobrodziej lubi muzykę?
Marszałek kiwnął lekko głową, co znaczyło, że jeżeli jej nie lubi, to przynajmniej jej pobłaża.
— A zna Pan Dobrodziej Hugonotów?
Marszałek z samego brzmienia nazwy domy-