Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 60.djvu/055

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Bóg pomieszałby nam języki, a że już i tak nasi hrabiowie mówią po francusku, nasi kupcy mniejsi po żydowsku, więksi po niemiecku, nasi fabrykanci również po niemiecku, powstałby więc stąd chaos, z którego nie wyszlibyśmy do końca świata.
Takie to okropne skutki mogłyby wyniknąć ze zbytniego naprężenia inteligencyi członków naszego Stowarzyszenia «Merkurego».
Są wprawdzie ludzie dość bezczelni, by twierdzić, że gdyby sufit zapadł się na głowy obradujących, najmniej stosunkowo ucierpiałby na tem sam Merkury. Na szczęście prosta logika wskazuje, jak niedorzeczne jest to twierdzenie. Członkowie bez Merkurego mogliby istnieć, ale Merkury bez członków jest czemś niezrozumiałem. A przecież biedak ten głównie dlatego kuleje, że nie ma dostatecznej liczby członków. Prawdopodobnie nawet i umrze z tego.
Ale nim umrze, dla przyzwoitości samej potrzeba, żeby zebrało się choć jedno posiedzenie, choć jedno jeszcze consilium facultatis. Niech mu przynajmniej nad grobem powiedzą, że, wziąwszy na się rolę bożka rozumnej oszczędności, miał dobre chęci, że w zasadzie mógł być pożytecznym. Niech mu przyznają, że umiera w kwiecie wieku, że w swoim czasie był dziecięciem pełnem nadziei, i że gdyby nie paraliż, który znieczulił mu większość członków, istnie-