Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 60.djvu/049

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale otóż poczynam moralizować, zamiast was bawić, czytelnicy. Wy wolicie fakty, niż morały. Od loteryi i posiedzeń komitetowych zapędziłem się tak daleko... Wracam więc do nich, wracam ku większemu waszemu zadowoleniu. O czemże tu wam prawić?
Aha! Już mam. Dziś właśnie odbywa się posiedzenie członków Stowarzyszenia Spożywczego «Merkury». Żałuję, że dopiero dziś, bo nie mogę wskutek tego donieść wam bliższych szczegółów. Radzą tam członkowie, co zrobić na przyszłość z dywidendą. Zaiste, ta suchotnica zasługuje, a raczej potrzebuje na gwałt ratunku. Jest się nad czem namyślać. Daleko to trudniejsze, niż urządzenie fantowej loteryi w Saskim ogrodzie. Znana wymowa i głęboka erudycya członków znajdzie tu najobszerniejsze do zastosowania pole. Mój Boże, jakże się ta pogańska starożytność myliła! Ogłoszono Merkurego na równi z innymi bogami nieśmiertelnym, a temu biedakowi przyszło na to w naszej Warszawie, że podobno już wącha piżmo. Radźcie więc, panowie członkowie, radźcie! Damus vobis potestatem sanandi, purgandi etc. etc. Tylko jeżeli chory umrze, nie mówcie: «Myśmy tylko dopomagali naturze», jak mówił ów doktor w «Pickwicku» Dickensa, kiedy dziecko, któremu puścił krew, umarło.
Pamiętajcie, że śmierć chorego byłaby i dla was klęską.