Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 60.djvu/017

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pomocy, dlatego kwestyi tej nie będziemy poruszali raz drugi. Obecnie zdarza się, że z rozbudzonego miłosierdzia publicznego korzystają rozmaite drapichrósty uliczne, wyzyskując je dla swoich celów osobistych. Przed podobnemi nadużyciami, dla których specyalnie już ogłoszono kilka paragrafów przewidujących, ostrzegamy naszych czytelników. Omylić się łatwo, bo zbierający składki wyglądają częstokroć dość porządnie, a nawet szanownie. Jak tu odmówić, gdy taki szanowny drapichróst-filantrop wchodzi i, okazując dowody, które sam sobie zresztą zrobił, mówi:
— Na nieszczęśliwych zgłodniałych i spragnionych pogorzelców co łaska...
Czy łaska, czy nie łaska, dajesz co możesz, bo wstyd nie dać; czerwononosy filantrop bierze pieniądze, i istotnie pośpiesza natychmiast zalać ogień trawiący go wewnątrz w najbliższym po drodze szynczku.
Daje się więc na ludzi, których ogień spalił, a korzystają ci, których ogień pali, i to taki ogień, który im więcej się zalewa, tem gwałtowniej wybucha.
Obecnie ukręcono już, jak powiedziałem, na podobnych gorejących filantropów takie narzędzia: §§§. Niech się więc z niem rozprawią.
Dziwne czasy: ze wszystkich stron czyhają na ludzkie kieszenie. Mniejsza jednak o nieprzy-