Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 59.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie zrozumiałem wprawdzie, jak mogłem, nie zaprószywszy ognia poprzednio, zaprószyć go znowu, jak się wyraził ten człowiek, ale zgasiłem jednak cygaro i wdałem się z moim pogromcą w pogawędkę. Jak to, obywatelu?... każesz mi gasić moje cygaro w chwili, gdy w mieście palą się jeszcze gmachy, gdy słupy iskier tryskają co chwila złotymi strumieniami do góry, a wiatr je niesie i rozrzuca po dachach ocalonych domów? Każesz mi gasić moje cygaro, gdy pod każdym stosem gruzu leży drugi stos rozżarzonych węgli? każesz mi gasić moje cygaro na ulicy, w której nie ma się co palić, w której, gdybym był nietylko palaczem, ale nawet podpalaczem, nie zdołałbym już ognia zaprószyć? Mój Boże, co za ostrożność! co za ostrożność! A czytywałeś ty też, obywatelu «Chwilę Obecną?» a czy pamiętasz, ile razy w imię honoru, w imię poczucia obowiązku, w imię dobra ogółu, zachęcałem ciebie i podobne animalia mammalia do formowania ochotniczych straży pożarnych? Czy też w twej zakutej głowie, w której z czasem wróble będą gniazda kręciły, zakręciła się kiedy myśl, że trzeba i należy, że świętym obowiązkiem jest straż taką uformować i z toporem w dłoni biedz na ratunek bliźnim we dnie czy w nocy? — Nie. Zaiste nie! Wolałeś bić muchy na nosie, siedząc po całych dniach w miejscowej cukierni, wolałeś romanso-