Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 59.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W Dolinie? — Offenbacha; słowem, wszędzie i na wszystkie strony Offenbacha. Smakuje, bo trafia w owo uczucie sceptycyzmu, nurtujące dziś wszystkie głowy i serca, nawet te, które same o tem nie wiedzą. Smakuje — a jednak trochę go za dużo — i z każdą chwilą może się rozpocząć reakcya. Jeden tylko warszawski teatr najmniej nim nas częstuje. Co prawda, to ten warszawski teatr niczem nas nie trakuje, bo nikogo niema. Kto żyw, na urlopie. Artyści herboryzują. A jednak, mimo tych pustek, wczoraj, t. j. w poniedziałek, teatr ten z powodu wystąpienia panny Deryng był napełniony. Specyalny recenzent oceni zapewne obszerniej grę młodej artystki, ja zaś maluję tylko wrażenie publiczności. Dzienniki, lubo bez hałasu, zapowiedziały jednak, że panna Deryng należy do artystek, cieszących się już niemałem na lwowskiej scenie uznaniem; spodziewaliśmy się więc ujrzeć artystkę dobrą, jeżeli nie znakomitą, to przynajmniej wyrobioną. Tymczasem cóż ujrzeliśmy w istocie? Oto młode dziewczę, z potężną skalą głosu dźwięcznego jak srebro — grające z werwą i zapałem, przechodzącym niemal w egzaltacyę, poetyczne w swoich uniesieniach i posiadające wszelkie dane na genialną w przyszłości artystkę. Publiczność nie spodziewała się poprostu tyle, dlatego na twarzach wszystkich czytałeś pewne zdumienie. Cały teatr