Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 59.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Icek, jak się masz?!
— Paam do nóg Jasnege Pana.
— Co ty tu robisz?
— Ja za interesami. Ot jak zwiczajni Zid.
I rozmowa potoczyła się żwawo; aż po niejakim czasie Icek mówi:
— Ja mam do Jasny Pana wielgą prośbę.
— Co takiego?
— Ja mam tu 200 tysiąców franków, co odebrałem po żonie; tego po jej krewnych. Tyle pieniędzy! ja się boję. Tu same złodzieje i rozbójniki. Niech Jasny Pan mi to schowa. Ja może za pół roku, może za rok przyjadę znowu i odbiorę.
Jasny pan nie chciał, nie chciał, wzdragał się, wreszcie ustąpił i pieniądze schował.
Icek Popycek wyjechał z Paryża, i wkrótce pan o nim zapomniał. W Paryżu, jak w Paryżu, jest dużo wrażeń, robi się wiele znajomości. Nasz magnat porobił nawet znakomite, poznał się bowiem z członkami świty zmarłego cesarza Napoleona III.
Byli to dżentlemeni, niektórzy wysoce urodzeni, wszyscy bogaci, świetni, wspaniali; używali życia, podróżowali, uwodzili kobiety i polowali; jeździli na wyścigi, grali.
Grali nawet gracko.
Raz nasz rodak, skuszony może widokiem