Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 59.djvu/069

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wkrótce więc osady zawrą ruchem i życiem. Dziś jeszcze spokojnie tam, a ciszę przerywa tylko gwar robotników: mularzy, stolarzy, kowali, cieśli, zajętych wznoszeniem nowych budowli, lub ostatecznem urządzeniem już wzniesionych. Widok Studzieńca, tak jak on dziś się przedstawia, jest jeszcze dosyć posępny. Na obszernej polanie stoi w dwóch szeregach 6 piętrowych z czerwonej cegły murowanych domów, a w środku wielkie podwórze. Na podwórzu znać ślady gorliwej pracy koło budowli. Tu i owdzie leżą jeszcze wióry stolarskie, gdzieniegdzie czerwienieje kupka cegieł, w środku wznosi się skrzypiący żóraw tymczasowej studni; drewniane, po części wzniesione już sztachety otaczają i domy i dziedziniec, a za sztachetami las, szumiące szeregi drzew i zwykła cisza leśna.
Miejsce to samotne, odosobnione od świata, takie właśnie, jakiego na osady rolne potrzeba. Ostatecznem jego urządzeniem i ozdobą zajmą się już sami przestępcy. Za jaki rok lub dwa, obszerny, porosły chudą trawą dziedziniec zamieni się w klomby, pełne krzewów; koło domów zazielenieją płonki drzew, za sztachetami zniknie las, a miejsce wykarczowanych zarośli zajmą uprawne pola, na których powiew wiatru będzie latem kołysał kłosy wszelakich zbóż. Wszystkiego tego dokonają już własnemi dłońmi