Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 58.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wieka z gminu. A wszystko to à propos kapelusza. Widzimy z tego, że razby już przecie wypadało uregulować tę kwestyę, która już nietylko, od czasu do czasu, prywatne indywidua na się obrusza, ale może się stać powodem niechęci całych korporacyi sławetnych golarzy i szczotkarzy, które tem względem siebie powinny być zawsze bliższe, że zadaniem ich jest utrzymanie porządku w częściach organizmu ludzkiego, tak blizkich siebie jak broda i czupryna.
Ale może to właśnie zazdrość wywołuje emulacyę, która z lada powodu zmienia się w mniej więcej otwartą i mniej więcej zaciętą wojnę.
Kiedyśmy wspomnieli o wojnie, wypada nam zaznaczyć, że horyzont dziennikarski zachmurza się na nowo. Nie mówimy tu oczywiście o «przyciśniętym do muru kalece», którego większość i dzienników i czytelników nie zwykła brać na seryo, i dla którego stan wojenny jest stanem normalnym. Wojna wybuchła gdzieindziej. Oto nieznany jakiś rycerz z Kuryera Codziennego uderzył na p. Bolesława Prusa, a uderzył z takim zamachem, że aż sam wyleciał z siodła. Nieznany rycerz stara się w dowcipny sposób zaprzeczyć dowcipu p. Prusowi, twierdząc, że jego rumak bokami robi, a żywi się cierniami. Nie wiemy, co jada rumak rycerza z Kuryera; nie chcemy zaś przypuszczać, żeby