Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 58.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dziwne ma szczęście jednak ten ogród Saski. Wprawdzie trawniki wydeptuje publiczność, na zabawach kwiatowych tratują kwiaty, okopcają liście, zanieczyszczają powietrze, ale jakże go kocha i pieści jego własny zarząd? Jakże starannie łatają się wszelkie dziury w drzewach staremi blachami, które poprzybijane za pomocą zardzewiałych ufnali, bronić mają widocznie od zaziębienia i kataru sędziwe kasztany i lipy! jakże ozdobiony ogród tym skręconym np. ślimakowato pagórkiem, usadzonym w tak romantyczny a nagły i niespodziewany sposób w zagłębieniu wyschłej sadzawki, że aż dało to powód do pewnych porównań, dowodzących, jak dalece trywialny cynizm rozszerzył się u nas w ostatnich czasach! Wprawdzie są ludzie, wyśmiewający się z owego źródła dla ptaków, urządzonego we wrębie wyschłej sadzawki, dlatego tylko, że woda w czasie upałów jest w nim ciepła, i że ptaki jej pić nie chcą. To trudno! Nie można latać za wróblami i zmuszać je, aby piły, kiedy im się pić nie podoba; nie można dmuchać na wodę, aby ją ochłodzić w czasie upałów; jak jednak zarząd stara się myśleć o wszystkiem, na to znajdujemy mnóstwo daleko świeższych dowodów. Oto np. na lewo od wejścia ze strony Saskiego placu była aleja doskonale wszystkim znana, najpiękniejsza i najcienistsza ze wszystkich, odznaczająca się szcze-