Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 58.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

który klęcząc na podłodze bierze mi białym papierkiem miarę od pasa do ziemi? a ten, dzięki któremu mam wieczne odciski? a ten, który sprawił, że drzwi mieszkania mojego nie zamykają się dobrze? a ten, który uczynił meble moje czułymi na wszelkie zmiany powietrza? — a ci wszyscy, którzy obiecawszy coś na jutro — dotrzymują obietnicy za miesiąc, nie są-ż rzemieślnikami? Otóż nie, miły czytelniku. To nie są rzemieślnicy — to są przemysłowcy; ci wstydzą się nazwy rzemieślnika, i do przyszłej resursy nie zechcą należeć, właśnie dlatego, że nazywa się rzemieślniczą. Ale czyż już nie ma uboższych, którzyby się tej nazwy nie wstydzili? Na upartego są. Mieszkają na jakichś ulicach, o których nie słyszeliśmy nigdy; trudnią się łataniem, naprawianiem, odnawianiem i tym podobnemi robótkami. Ubodzy są, aż włosy na głowie powstają. Za lada chorobą kwalifikują się do Biura wyjątkowej nędzy, resursy zaś żadnej nie potrzebują, bo resursy mają na każdym rogu ulicy — do projektowanej zaś stanowczo należeć nie będą, nie dlatego, że ma być rzemieślniczą, ale dlatego, że ma być resursą. Owóż i losy resursy rzemieślniczej! Jedni nie chcą jej, bo jest rzemieślniczą, drudzy, bo jest resursą; w jednych wstręt budzi przymiotnik, inni z rzeczownikiem pogodzić się nie umieją; skutek zaś tych gramatycznych wstrętów taki,