Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 58.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzie, napróżno pisma pisać będą o jego przeznaczeniu, pięknych celach etc. etc.
Ależ tym razem ambaras nazajutrz w pismach był niemały. Jakże tu gromić publiczność, kiedy się ją zwykle chwaliło? jakże tu jej powiedzieć, że nie jest pochopną do miłosierdzia, ani tak muzykalną, jak jej się zdaje, kiedy rok rocznie, począwszy od św. Fulgencyusza do św. Sylwestra kadzi się jej pod nos, aż biedaczka kaszle i kicha, jak ów szczur na ołtarzu! A jednak za taką obojętność pochwalić jej nie można, usprawiedliwiać nie wypada. I cóż więc? Ha! choćby się narazić na zarzut niekonsekwencyi, trzeba nazajutrz po koncercie wydobyć z redakcyjnego kantorka żmiję monitora i wypowiedzieć verba veritatis tej samej publiczności, którą się wigilią koncertu pod niebiosa wynosiło. Przykro, ale samiśmy sobie winni. Jest to także jedno z kół, w które się dobrowolnie wplatamy.
Nakoniec słówko jeszcze o rzeczy, blizki związek z muzyką mającej. Oto na rogu ulicy Hożej i Mokotowskiej ma być najęty, czy też raczej, pobudowany salon koncertowy. Jest to projekt niezmiernie na czasie. Na wszelki wypadek nie będzie się potrzebowało nikogo prosić o lokal Towarzystwa muzycznego; nie będą potrzebowali prosić się koncertanci, a przede-