Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 58.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wszystko w nim, tak na zewnątrz, jak na wewnątrz, jest mizerne — zamiast więc, powtarzam, dusić się w takim mizernym gmachu, będą sobie dziadowiny i babinki siedzieli na wsi, oddychali czystem powietrzem, herboryzowali i krzepili nadwątlone pobytem w mieście zdrowie. Grunty te mają być oczywiście przez połączone siły starców i babek uprawiane, a w ten sposób kolonia nietylko że nie pociągnie za sobą wydatków z funduszów Towarzystwa, ale z czasem przyniesie gotowe zyski, lub w najgorszym razie opłaci przynajmniej sama siebie. Teraz chodzi tylko o postawienie domów, a letnie Dobroczynności mieszkania będą gotowe.
Ach, te letnie mieszkania! Zbliża się już ich pora, a zarazem pora udręczeń i kłopotów dla ojców familii. Któżby się jednak oparł prośbom i naleganiom żon i córek, które jednocześnie z pierwszym wiosennym uśmiechem słońca, rozpoczynają formalną blokadę serc i kieszeni mężów i ojców. Mężowie ustępują nakoniec, co zresztą starą jest historyą, i oto z początkiem maja ciągną z taborami całe familie do Sielc, Mokotowa, Wilanowa, Grodziska, Jeziorny etc. etc. całe familie, powtarzam, z kuframi, kuferkami, pudełkami i wszystkiem, co tylko ich jest, do czego w mieście przywykły, a czego na wsi dostać nie można.
I wilegiatura się rozpoczyna Mój Boże! co