Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 58.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

o uczniach, nie mających paltotów na zimę, lub książek do nauki. Prywatne miłosierdzie zapobiega temu jak może, ale nie zawsze może — i zresztą jałmużna prywatna upokarza, upokarza nawet dzieci — które nadto jeszcze młode, by zapracowały na siebie, dość są jednak rozwinięte, by zapłonąć wstydem, gdy obca prywatna dłoń wyciąga się ku nim z jałmużną. W miastach prowincyonalnych miejscowe gimnazya stosunkowo w lepszem są położeniu. Tam co rok albo i częściej odbywają się to koncerty, to teatry amatorskie, z których dochód na wpis i mundurki się przeznacza; w Warszawie uwagę ogólną absorbuje uniwersytet — gimnazya zaś zostawione są same sobie. Pomyślmy więc i o nich; pomyślmy z tą gotowością serdeczną, z jaką myślimy o uniwersytecie, a zachowamy nauce niejeden młody umysł, który nędza od niej odrywa.
Oby te słowa nie były głosem wołającego na puszczy!
Cóż więcej wam powiem, czytelnicy? Opera włoska opuściła nas; zimowe ptaki, śpiewające za pieniądze, i Bóg widzi — za grube pieniądze, odleciały, a wiosenne skrzydlate ptaki, śpiewające po bożemu za darmo, nie przyleciały jeszcze. Ach, ta wiosna! ta wiosna! Nie mogę sobie darować pewnego uniesienia lirycznego na cześć wiosny, jakiego dopuściłem się jeszcze w za-