Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 48.djvu/053

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miona. Hamlet boi się, czy w grobie coś się nie śni, bo onby chciał, by tam już nic nie było, tylko aeternum silentium. Hrabiowie pragną życia i tylko są niezadowoleni z teraźniejszości. Dość powiedzieć, że kochają: jest więc w nich jeszcze pragnienie życia i pożądanie od niego szczęścia. Wszystko zależy tylko od tego, czy pani Liza nie da odkosza, że zaś to jest prawdopodobne, więc są »sfatygowani« niepewnością. Ona jest więcej chorą, bo »z jej warg odleciał uśmiech dziecięcy, a siadły na nich ironia i zwątpienie«. Ona już nie szuka szczęścia, chyba że samo przyjdzie. W takim razie i ten śliczny smutny kwiatek puści jeszcze nowe życiowe pędy... Ale na to trzeba, by un beau jour szczęście ot! tak przyszło do jej drzwi i zapukało całkiem niespodzianie.
Wysmuciwszy się tedy na balkonie i wykąpawszy należycie osobiste smutki w westchnieniach zmarłego miasta, idą wszyscy na herbatę, a w tem:
— Puk, puk!...
— Kto tam?
To szczęście szuka hrabiny Lizy i wschodzi do salonu pod postacią tajemniczego Wiktora Gorajskiego. Kto on jest? Ma wszystkie pozory cygana artysty, pod którymi kryje się wielkoświatowiec, jakiś pan z panów, a przytem i umysł niepospolity. Intryguje on do wysokiego stopnia i panią Lizę i czytelnika. Bo zresztą jest to cho-