Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 47.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ludu. Dawniejsi poeci czerpali tylko sok z ludowego kwiatu, przerabiając go następnie na miód literacki, odpowiedni współczesnemu idealnemu smakowi. W dzisiejszych realnych czasach dzieje się inaczej. Kto maluje lud, ten musi to czynić objektywnie, musi nam go przedstawić takim, jakim on jest w rzeczywistości i prawdzie życiowej: nie tylko w pięknie, ale i w brzydocie, nie tylko w jego światłości, ale i w cieniach, w nędzy, biedzie, w pracy i pocie. Dzisiejszy artysta daje chłopom własny ich język i trzyma się w sferze ich pojęć — słowem: maluje lud sam w sobie. Poetyczność obrazu o tyle nie traci na tej metodzie, o ile i w życiu i w jego cieniach tkwi prawdziwa poezya. Kto się ku cieniom więcej skłania, kogo przyrodzony dar spostrzegawczy i smak wlecze kosztem rzeczywistości świetlistej w rzeczywistość płaską, brudną, ten wpada w taką prawdę, w jaką wpadł Zola w swoim »L’assomoir’ze« i gotuje w przyszłości zgubę kierunkowi, albowiem przyśpiesza reakcyę. Prawda nic na tem nie traci, gdy obraz ma dwie strony, bo i rzeczywistość jest dwojaka. Nędza i ciemnota wiejska, karczma, jej przesycone wódką powietrze, nabrzękłe, zaognione twarze i ochrypłe krzyki są to rzeczy bardzo realne, ale popołudniowa godzina pogodnego dnia, gdy cisza zawiśnie nad lasami, gdy w polach i zaroślach dziewczyny i chłopcy śpiewają jakby się chcieli zapamiętać, gdy wszystko się poi