Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 37.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cie rozmaitość zdarzeń i całą odmienność dni przyszłych od teraźniejszych.
— Mnie się to dawno należało! — mówił sobie.
Potem przyszła mu do głowy myśl, która mogła przyjść tylko artyście, że gdy się puszcza »kantem« narzeczoną i wyjeżdża się, naprzykład, do Paryża, to postępek taki należy do »złej literatury«, ale gdy się czmycha aż za równik, gdzieś, gdzie pieprz rośnie, wówczas fakt opuszczenia maleje wobec ogromu odległości, rzecz czyni inne wrażenie, przedstawia się oryginalniej, a tem samem jej w lepszym stylu.
— A ja — myślał — pojadę dyablo daleko!
Ale tymczasem zdala pokazała mu się Nizza pod postacią sznura świateł. W środku owego sznura budynek zwany »Jetée-Promenade« błyszczał nakształt olbrzymiej latarni. W miarę, jak łódź, popychana mocnym powiewem, zbliżała się do portu, każde z tych świateł zmieniało się jakby w ognisty słup, drgający na ruchomej fali pobrzeżnej. Widok tych blasków otrzeźwił Świrskiego.
— Miasto! — i życie! — pomyślał.
I odrazu wszystkie poprzednie jego zamysły poczęły rozwiewać się jak widziadła, zrodzone