Przejdź do zawartości

Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 37.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiem oddychała śpiesznie i twarz miała zarumienioną tak, że można było to wziąć za wzruszenie. To też gdy na powitanie podała Świrskiemu obie ręce, Wiadrowski pomyślał:
— Tak! ten pobił nas wszystkich o siedm długości. Ona wygląda naprawdę zakochana.
I spojrzał na nią prawie przychylnie. W białej flanelowej sukni z marynarskim kołnierzem, z rozpromienionemi oczyma, wydała mu się, mimo lekkich śladów pudru na twarzy, tak młoda i urocza, jak nigdy. Przez chwilę uczyniło mu się żal, że to nie on był tym szczęśliwcem, którego przyszła powitać — i pomyślał, że metoda, za pomocą której starał się o jej względy, polegająca na mówieniu jej złośliwości, była głupia. Ale pocieszył się myślą o tem, jak będzie drwił z Sintena i innych »zdystansowanych«.
Po przywitaniu Świrski dziękował jej za róże, ona zaś słuchała z pewnem zakłopotaniem, spoglądając chwilami na Wiadrowskiego i jakby wstydząc się, że jest świadkiem owych podziękowań.
On też zrozumiał, że najlepiej zrobi, gdy sobie pójdzie. Jednakże wjechali jeszcze razem liftem na górę, na której leży dom gry, wraz