Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 37.djvu/098

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chylając się nad nią, gasił zarazem lekko płomyk lampki, palącej się około jej głowy. Świrski, malując, powtarzał sobie: »Trzeba, żeby człowiek, który na to spojrzy, powiedział sobie przedewszystkiem: »Ach, jakie to ogromnie ciche!« — i chciał, żeby owo milczenie szło na widza od linii, od postaci, od wyrazu, od koloru. Myślał, też, że jeśli potrafi wydobyć ten nastrój, i jeśli obraz będzie się sam przez się tłómaczył, to stanie się dziełem niepowszedniem i nowem. Chodziło mu też jeszcze i o coś innego. Idąc za ogólnym prądem czasu, zgadzał się i on na to, że malarstwo powinno unikać idei literackich, rozumiał jednak, że jest ogromna różnica między wyrzeczeniem się idei literackich a tak bezmyślnem odbijaniem świata zewnętrznego, jak odbija go klisza fotograficzna. Kształt, kolor, plama — i więcej nic! — jak gdyby obowiązkiem malarza było zabić w sobie istotę myślącą! I przypomniał sobie, że ilekroć zdarzyło mu się widzieć obrazy np. Anglików, tylekroć uderzał go przedewszystkiem wysoki poziom umysłowy tych artystów. Znać było z ich płócien, że są to mistrze wysokiej duchowej kultury, psychicznie bardzo wyrobieni, myślący głęboko, często nawet uczeni. W Polakach na-