Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 37.djvu/064

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Do mnie się już przyzwyczaił, ale panbyś naprzykład na niego nie siadł.
Na to Świrski, który w rzeczach sportu był próżny aż do dzieciństwa, odrzekł zaraz:
— A to jakim sposobem?
— Nie próbuj pan, a przynajmniej nie tu, nad przepaścią — zawołała pani Elzenowa.
Ale Swirski trzymał już rękę na karku końskim i w mgnieniu oka później siedział na siodle, bez najmniejszego oporu ze strony konia, który może nie był wcale narowny, a może też rozumiał, że na zrębie skalistym, nad przepaścią, lepiej jest nie pozwalać sobie na wybryki.
Jeździec i koń zniknęli następnie w krótkim galopie na zakręcie drogi.
— On nieźle siedzi, — rzekł de Sinten — ale podbije mi szkapę. Tu właściwie niema nigdzie dróg do końskiej jazdy.
— Pański koń okazał się zupełnie spokojny — rzekła pani Elzenowa.
— Z czego bardzo się cieszę, bo tu o wypadek łatwo — i trochę się bałem.
Na twarzy jego odbiło się jednak pewne zakłopotanie, naprzód dlatego, że to, co opowiadał o oporności konia przy wsiadaniu, wyglądało jak kłamstwo, a powtóre dlatego, że mię-