Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 37.djvu/047

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zakolebaly się przerażone buki, ucichły pieśni słowików, a księżyc, płynący nad śniegami, zbielał, jak płótno Arachny. Po raz ostatni zakrakał krzywym dziobem orzeł, a grom, jakby ożywion dawną siłą, rozbłysnął, począł się wić groźnie u nóg Pana i podniósł, sycząc i zgrzytając, trójkątny, płomienny łeb, jak wąż gotowy żgnąć żądłem jadowitem.
Lecz Piotr przycisnął stopą ogniste zygzaki i wgniótł je do ziemi — poczem, zwróciwszy się do Chmurozbiórcy, rzekł:
— Przeklętyś jest i potępiony na wieki!
Zeus zaś przygasł w mgnieniu oka, pobladł i, szepnąwszy poczerniałemi wargami: »Ananke!« — zapadł się w ziemię.

∗             ∗

Drugi stanął przed Apostołami Czarnokędziorny Posejdon, z nocą w źrenicach i poszczerbionym trójzębem w ręku.
Temu atoli rzekł Piotr:
— Nie ty będziesz wzburzał i uciszał odmęty i nie ty będziesz wiódł do cichych ostoi zbłąkane na roztoczy łodzie, jeno Gwiazda Morza.