Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (1883) t. 5.pdf/272

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    réj służył Bartek, pochwyciła téż dwu tylko jeńców. Wieczorem umieszczono ich w izbie, w domu leśnika. Nazajutrz mieli być rozstrzelani. Straż kilku żołnierzy stanęła przy drzwiach, Bartka zaś postawiono w izbie pod wybitém oknem, razem ze związanymi jeńcami.
    Jeden z jeńców był to niemłody człowiek, ze siwiejącemi wąsami i twarzą obojętną na wszystko; drugi wyglądał na dwadzieścia kilka lat: jasne wąsy zaledwie sypały mu się na twarzy, podobniejszéj do twarzy panny niż żołnierza.
    — Ot i koniec — rzekł po chwili młodszy — kula w łeb i koniec!
    Bartek drgnął, aż karabin zadźwięczał mu w ręku: młody chłopak mówił po polsku...
    — Mnie tam już wszystko jedno — odrzekł zniechęconym głosem drugi — dalibóg, wszystko jedno. Naterałem się już tyle, że mam dosyć...
    Bartkowi serce biło pod mundurem coraz żywiéj....
    — Słuchajno — mówił daléj stary — niéma rady. Jeśli się boisz, to myśl o czém inném, albo się połóż spać. Życie jest podłe! Jak mi Bóg miły, tak wszystko jedno.
    — Matki mi żal! — odparł głucho młodszy.
    I widocznie chcąc stłumić wzruszenie, lub oszukać samego siebie, począł gwizdać. Nagle przerwał i zawołał z głęboką rozpaczą:
    — Niechże mnie piorun trzaśnie! Nawetem się nie pożegnał!
    — Toś uciekł z domu?