pla krwi skacze w ich piersiach: „Hurra!” odpowiadają Maćki. „Póki my żyjemy!” Ogarnia ich zapał, płomień bije im na twarze! Idą jak burza przez zwalone ciała ludzkie, końskie, przez złomy armatnie. Giną, ale idą z krzykiem i śpiéwem. Już dobiegają krańca winnicy, nikną w zaroślach. Śpiéw tylko brzmi, czasem błyśnie bagnet. Na górze wre ogień coraz straszniejszy. Na dole trąbki wciąż grają. Salwy francuzkich wystrzałów stają się spieszniejsze, jeszcze spieszniejsze, gorączkowe i nagle....
Nagle milkną.
Tam na dole stary wilk wojny, Steinmetz, zapala porcelanową fajkę i mówi z akcentem zadowolenia:
— Im tylko to grać! Doszli zuchy!
Jakoż po chwili jeden z dumnie powiewających trójbarwnych sztandarów, podskakuje w górę, pochyla się i niknie....
— Nie żartują! — mówi Steinmetz.
Trąby grają znowu tenże sam hymn. Drugi pułk poznański idzie w pomoc piérwszemu.
W gęstwinie wre bitwa na bagnety.
Teraz Muzo śpiéwaj mojego Bartka, aby potomność wiedziała co czynił. Oto i w jego sercu strach, niecierpliwość, rozpacz zlały się w jedno uczucie wściekłości; a gdy usłyszał ową muzykę, to każda żyłka wyprężyła się w nim, jak drut żelazny. Włos stanął mu dębem, z oczu skry poszły. Zapomniał o świecie, o tém, że „raz kozie śmierć,” i chwyciwszy w potężne łapy karabin, skoczył z drugimi naprzód. Dobiegłszy wzgórza przewrócił się z dziesięć razy na ziemię, stłukł sobie nos, powalał się zie-
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (1883) t. 5.pdf/261
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.