Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (1883) t. 5.pdf/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Podczaski.

Niech Bóg uchroni... To jest, panie dobrodzieju, tak było, ale przejrzałem dość wcześnie. Robiło się co mogło. Ma się tam jakieś stosunki między łyka... między mieszczaństwem. Umieją uczcić pochodzenie. Niech jednak pan dobrodziéj będzie pewny...

Józwowicz.

Krótko, czego pan żądasz?

Podczaski.

Bóg widzi, panie dobrodzieju, służyłem pani hrabinie wiernie i wykosztowałem się nie mało, ale przeciw tak rozumnemu człowiekowi jak pan dobrodziéj... wszedłszy w sumienie — chybaby ze szkodą kraju, a tego nie chcę.

Józwowicz.

Uznaję pańskie obywatelskie uczucia. Nie chcesz pan być przeciw mnie?

Podczaski.

Nie chcę, panie dobrodzieju, nie chcę.

Józwowicz.

Masz pan słuszność. Więc za mną?

Podczaski.

Gdybym się ośmielił służby moje ofiarować...

Józwowicz.

Przyjmuję.

Podczaski.

(n. s.) Takich to rozumiem — sto reniów, jak w kieszeni. (głośno) Wdzięczność moja.