Strona:Piotr Nansen - Spokój Boży.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dewszystkiem coś upokarzającego, szczególniej dlatego, że ludzie niewtajemniczeni, nie znają go z dawnych czasów, gdy był najruchliwszym młynem w okolicy, przypuszczają, że już pracować nie może. Nie, niesprawiedliwym jestem, trzeba było młodemu zostawić w spuściźnie, albo zniszczyć, zdruzgotać i zabić, jak myśliwy zabija psa, niezdolnego do polowania, któregoby jednak nikomu oddać nie chciał“.
Małgosia weszła, usłyszawszy ostatnie słowa starca, stanęła, kiwnęła na mnie, mówiąc:
„Tak, młynarzu, tak i ja jestem tego zdania, że obeszliśmy się z młynem bardzo niesprawiedliwie, dobrzebyś uczynił rozkazując go zburzyć, umarłby wtenczas a wybyście spoczywali w spokoju“.
„Dojdzie jeszcze do tego, moje dziecko — napewno, nawet tak być musi. Ale chętnie nie rozpoczyna się takiej pracy, nie wiedząc z pewnością, że żadnego już niema ratunku. Jeśli nie ja, to może nowy pan moje zajmie miejsce“.
„Tak ojcze, ale przyszedł już nowy człowiek i korzystać z niego nie potrafi“.
„I to prawda, nowy człowiek młyna nie poruszy“.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Od tego czasu postanowiliśmy skłonić ojca, żeby młyn koniecznie rozebrać kazał.