Strona:Piotr Nansen - Spokój Boży.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gruszek i słoiczkiem konfitur. Jednem słowem, podług jej zdania, obchodzono się z nią, jak z królową baśni, o której mi kiedyś opowiadała.
I my byliśmy u niej a ona nas również gościnnie przyjęła; pokochała Małgosię, trudno byłoby jej wyznać, dla kogo z nas obojga serce silniej biło.
Razi ją i gniewa, że jeszcze nie jesteśmy zaręczeni, ale widocznie nie straciła nadziei, że to kiedyś nastąpi. Za każdym razem odciąga jedno z nas na bok i śpiewa na cześć drugiego hymny pochwalne. Do mnie wypowiedziane słowa zawsze jednakowo brzmią: „czyż nie jest czarującą? czy widziałeś drugą tak wspaniałą dziewczynę? Oczy jej jaśnieją miłością i dobrocią. Przysiądzbym mogła, że jest ci więcej niż życzliwą.“
....Byliśmy wczoraj u niej na kawie. Ku wielkiemu jej zmartwieniu, nie pozwolono zaprosić proboszcza. Zaproszenia swe musiała ograniczyć i poprzestać na towarzystwie najsympatyczniejszych przyjaciółek.
Zresztą przebieg uroczystości był bardzo piękny, przyjęcie królewskie; maszynka do kawy gotowała się bezustanku, koszyk ciągle napełniała świeżem pieczywem. A rozmowa żywszą być nie mogła!
Gdy jedna z pań przestała narzekać na cierpienia i ułomności — następna dalej ciągnęła. W końcu chciała przyjaciółka moja położyć mi kabałę a towarzyszki jej paliły się z ciekawości.