Strona:Piotr Nansen - Spokój Boży.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

traci się duszę wtedy, gdy się tego zupełnie nie pragnie.
Rozpraszałem siły życiowe. Sądziłem, że na najlepszej znajduję się drodze: zostania panem miłości. Pewnego jednak dnia obudziłem się z przestrachem: „patrz — lata płyną, gdzie podziały się te, któremiś się zabawiał? Coś zebrał do skarbnicy uczuć, rozsiewanych w niepogodę i wiatry? Kropelka po kropelce spływała krew z rozkrwawionego serca twego, sam spychałeś się w przepaść, dawałeś mało i jeszcze mniej otrzymywałeś a dawałeś tak często, że niedługo nic ci już nie pozostanie...“
Rozgniewanej kochance odpowiem: „życzę ci, ty moja zbyt posłuszna uczennico, spotkania na drodze życia człowieka, któryby cię kochać prawdziwie nauczył“.
Później może nauczę ją nienawidzieć.
Bo głupią nie jest.




VIII.
W ostatnich dniach czerwca

Chcę napisać książkę o starym grodzie. Nie opiszę go takim, jakim jest w istocie. Nie dbam o krytyczno psychologiczną metodę, nie chcę zapuszczać sondy w głąb jego duszy, ale pragnę, by takim był, jakim go widzę po raz drugi, przez różowe szkło dziecinnych wspomnień, w obłokach słonecznych cichego szczęścia i smutku bez goryczy.