Strona:Piotr Nansen - Spokój Boży.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cząc obiecała „Grób jej ozdobię według twego życzenia. A gdy ja umrę, inne uczynią, to, co ja czyniłam. Dopóki pozostanie chociaż jedna z Małgosi znajomych, grób jej się nie rozpadnie“.
Odwiedziłem dziś ojca Małgosi. Wydawał mi się o wiele przystępniejszym — takim od nieszczęścia go nie widziałem. Wiadomość o moim wyjeździe żadnego na nim nie wywarła wrażenia. Czemże byłem dla niego nie będąc Małgosi mężem? Zgodził starą kobietę, pomocnicę Małgosi — obiecała go wiernie pielęgnować, zatem o niego mogę być spokojnym. Wiatrakowej Góry opuścić nie chce, mniej teraz, niż kiedykolwiek. Bo teraz — opowiadał — młyn „w porządku“. Nie zburzy go, wybuduje z niego pomnik Małgosi. Całą maszyneryę kazał rozbić, śmigi przybić w taki sposób, by wyglądały na prawdziwy krzyż i wskazywały na fiord. Mówił: Ani on, ani ja nie zrobimy na ziemi nic złego. Zostaniemy na tem miejscu, gdzieśmy, tak ciężko zgrzeszyli. Pragnę, by po mojej śmierci widniał na karcie, jako „Małgosi pamiątka“.
Wychodząc z młynarzowego domu przeszedłem ogród, który w całej wiosennej jaśniał okazałości, widocznem jednak było, że nikt nie myślał o pielęgnowaniu. Trawa na trawnikach rosła dziko a na klombach między kwiatami rozplenił się bujny chwast. Widzę — zbliża się chwila, kiedy ogród padnie ofiarą nieurodzajnego wschodniego wiatru i w dzikie zamieni się pustkowie. Oazie Wiatrako-