Strona:Piotr Nansen - Próba ogniowa.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Światło w oknie.




— Jestem tak zmęczona... Nie będziesz się gniewał na mnie, prawda?...
On wstał, zaczął przyglądać się uważnie jej pięknej twarzyczce, ona zaś przytuliła się do niego i pulchnemi rączkami szyję jego oplotła.
— No, w takim razie pocałuj mnie!...
Nie czekał dalszej zachęty i złożył gorący pocałunek na jej czele.
— Jakiś ty zimny!... Nie przemówisz słóweczka... Może się obraziłeś?...
— Cóż znowu!
— Może uważasz moje znużenie za niewłaściwe?...
Uśmiechnął się, ujął jej rączkę, przycisnął do ust, poczem odparł łagodnie:
— Stanowczo nie czuję się obrażony. Dobranoc, moja królowo!...
— Dobranoc!...
Pomimo słów pożegnania, trzymał nieustannie jej pulchną rączkę w swej żylastej dłoni; ona zaś poważnie spoglądała w jego jasne, pogodne oczy. — W końcu uścisnął lekko rączkę ukochanej, pożegnał się i wyszedł.
Gdy już drzwi za nim zamknięto, przystanął