Strona:Piosnki i satyry (Bartels).djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Te nareszcie co widzicie sarneczki, danielki,
Rozmaitych kształtów kozy, giemzy i gazelki,
Są to wszystko, przy wykwintnem nader wychowaniu
I pretensyach też niemałych, panny na wydaniu.
Choć na towar, tak ponętny, bynajmniej nie lubię
Siać potwarzy, powiem tylko, że zaraz po ślubie,
Mimo cnoty i talentu, co je ślicznie zdobią,
Z owych łagodnych stworzonek, drapieżne się robią.
Osobliwość nadzwyczajna, dotąd niewidziana,
Menażeryę mą stanowi publiczność zebrana.

Młody więc naturalisto, który w tamtą stronę
Widzę zwracasz uporczywie oko twe oszklone,
Chcesz, nauczę cię sposobu bez trudu wielkiego
Dojścia prędko do Muzeum zoologicznego;
Opatrzony w zapas grosza i umysłu władze,
Bo rachować ci na posag bynajmniej nie radzę,
Ożeń się, a w tejże chwili wywiedziesz na scenę,
Małpę, flondrę, stado szpaków, niedźwiedzia i hyenę...
Osobliwość nadzwyczajna, dotąd niewidziana,
Menażeryę mą stanowi publiczność zebrana.