Strona:Piosnki i satyry (Bartels).djvu/059

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

To też sąsiad za sąsiadem,
Jak te wyżły wszystko równo,
Lecą wietrząc tylko stadem
Za tą Dziurdziulewiczówną?
Popatrzawszy w lewo, w prawo,
Wybrałam sobie jednego
Kawalera z dobrą sławą,
A przytem i nie biednego.
Żadnych fochów ze mną niema,
Bo u mnie to rzecz jest główna:
Męża za łeb zawsze trzyma
Każda Dziurdziulewiczówna,
Żyjem z sobą już rok szósty,
Jest sens w domu i dostatek,
Mój Ignacy zdrów i tłusty,
Mamy już pięcioro dziatek.
Po dwunastu dosyć będzie
Bo ze mnie kobieta słowna,
Taką każda była wszędzie
Z domu Dziurdziulewiczówna.
Wiem, że chodzą o mnie gadki,
Jakobym była złośnicą, —
I że te małpy sąsiadki
Mają mnie za sekutnicę;
Ale w oczy wszystkie grzeczne,
A mnie zresztą wszystko równo,
Niech wiedzą, jak niebezpieczne
Zajście z Dziurdziulewiczówną!
Byle w oczy każda grzeczna,
Ale u mnie rzeczą główną,
Niech wiedzą, jak niebezpieczna
Kłótnia z Dziurdziulewiczówną.