Strona:Piosnki i satyry (Bartels).djvu/026

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na to mi odpowiecie znowu ogólnikiem,
Że nie jestem pobożnym, nie dość pracowitym,
Nie dosyć miłosiernym, zanadto grzesznikiem;
Słowem człekiem okropnym, łotrem całkowitym.
I znowu zawrzeszczycie: — «wnijdź w siebie samego.
«Miej w sercu Pana Boga, zrzecz się uciech świata,
«Kochaj Boga nad wszystko, jak siebie bliźniego,
«Martw ciało, wzmacniaj ducha, daj na mszę dukata.»

A żaden nie odpowie na to, o co proszę:
Co mam robić od rana, aż do późnej nocy?
Z tego zatem panowie najlogiczniej wnoszę,
Że się muszę obywać bez waszej pomocy,
A szukać tych przykładów, których nie możecie
Dać sami, lub nie macie najmniejszej ochoty,
W życiu ludzi, w chrześciańskim zasłużonych świecie
Przez pobożność i inne zasługi i cnoty.

W skutek tego zostaję wreszcie przekonanym,
Że najchwalebniej jest być wiary męczennikiem,
A kto nie ma ochoty być poćwiertowanym,
Ten powinien przynajmniej zostać pustelnikiem.
Ponieważ do pierwszego braknie mi odwagi,
I że czekać okazyi trzeba lata długie,
Ażeby się odznaczyć czynem takiej wagi.
Żeby aż wisieć za to, obieram więc drugie.

Cnotliwemu na puszczy niepotrzebne kufry,
Czamodany, walizy, suknie i pościele,
Ubieram się więc lekko, jak święty Onufry;
I za całą ozdobę łeb nurzam w popiele,
— «Co robisz — mówi żona — widząc mię w tym stanie,
«Dokąd idziesz z tą pałką? ach! musiał zwarjować,
«Hej! jest tam kto? Walenty, Bartłomieju, Janie!
— «Daj mi pokój Marylko, idę pokutować.