Strona:Pierre Choderlos de Laclos-Niebezpieczne związki.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ponowione zabiegi, poddała się dość łaskawie, jakkolwiek nie odpowiadając ani na moje słowa, ani na uczynki. Znalazłszy się u drzwi jej pokoju, chciałem ucałować jej rękę. Tutaj napotkałem na energiczny opór, ale słowa: pomyśl pani, że ja odjeżdżam, wymówione najtkliwszym głosem, uczyniły ją miękką i bezradną. Zaledwie zdołałem uzyskać ów pocałunek, ręka jej znalazła dość siły aby się wysunąć z mojej i słodka pani schroniła się do swego pokoju, pod skrzydło opiekuńcze panny służącej. Tu kończą się moje dzieje.
Ponieważ przypuszczam, markizo, że będziesz jutro u marszałkowej ***, gdzie z pewnością nie pójdę cię szukać; ponieważ dalej mniemam, że za naszem pierwszem widzeniem będziemy mieli nie jedno do omówienia, a zwłaszcza sprawę małej Volanges, o której nie zapominam, postanowiłem tedy uprzedzić moje przybycie tym listem i, mimo jego potężnych rozmiarów, zamknę go dopiero w chwili wysłania na pocztę; bowiem, w obecnej sytuacyi, wszystko może zależeć od jednej sposobności. Żegnaj mi zatem, markizo, pospieszam na czaty.

P. S.   O godzinie ósmej wieczór.


Nic nowego, żadnego kroku z jej strony: przeciwnie, nawet starania, aby uniknąć wszelkiego zbliżenia. Natomiast na twarzy smutek, silnie przekraczający granice konwenansu. Drugi szczegół, który może w przyszłości nie być obojętnym, to to, iż jestem posłannikiem zaproszenia mej ciotki pod adresem pani de Volanges, aby zechciała jakiś czas spędzić u niej na wsi.
Do widzenia, moja piękna przyjaciółko; do jutra lub pojutrza najdalej.

28 sierpnia 17**.