Strona:Pierre Choderlos de Laclos-Niebezpieczne związki.djvu/029

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


Po kolacyi wszyscy zasiedli do gry. Usadowiłam się tuż koło mamy i nie wiem, jak się to stało, ale zasnęłam prawie natychmiast. Obudził mnie wielki wybuch śmiechu. Nie wiem, czy ze mnie się śmiano, ale tak przypuszczam. Mama pozwoliła mi iść do siebie, czem mi zrobiła wielką przyjemność. Wyobraź sobie, że było już po jedenastej. Do widzenia, Zosiu moja droga, kochaj zawsze mocno twoją Ceśkę. Zaręczam ci, że świat nie jest tak zabawny, jak nam się wydawał w marzeniach.

Paryż, 4 sierpnia 17**.



LIST IV.

Wicehrabia de Valmont do Markizy de Merteuil w Paryżu.


Rozkazy twoje, markizo, są czarujące; sposób, w jaki je wydajesz, jeszcze bardziej uroczy: przy tobie, pani, byłoby się zdolnym pokochać despotyzm. Nie pierwszy to raz, jak ci wiadomo, ubolewam, iż nie jestem już twoim niewolnikiem i, mimo nazwy potwora, jaką mnie obdarzasz, najmilej zawsze wspominam czasy, kiedy zaszczycałaś mnie bardziej słodkiemi imionami. Często nawet marzę o tem, aby zasłużyć je na nowo i aby już do końca dni moich wytrwać u twoich stóp, pani, dając całemu światu przykład budującej stałości. Ale ważniejsze przeznaczenia wołają nas w tem życiu; losem naszym jest zdobywać; trzeba iść tedy drogą, jaką nam pisano. Być może, iż kiedyś, na schyłku naszego zawodu, spotkamy się jeszcze; bowiem, niech mi to wolno będzie powiedzieć bez urazy, pani, moja śliczna markizo, postępujesz ze mną conajmniej równym krokiem, i od czasu, jak rozłączywszy się ku pożytkowi świata, niesiemy naszą ewangelię każde na swoją rękę, zdaje mi się, że w tem posłannictwie miłości, ty więcej odemnie zdobyłaś już wyznawców. Znam twoje poświęcenie,