Strona:Pielgrzym.djvu/072

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XXX.

A, całą swadźbę widzę!... Toż Hermana
Postać wybladła... Przy nim Salomona
Wdowa, w książęcy diadem przyodziana,
Do macoszego dziecię tuli łona —
A w oczach żółte ma skry[1]... W imię Pana
Rzesza się ludzka zdaje zgromadzona...
Szemrają tłumy, jak fale powodzi —
Rosną... ...Pod Krzyżem klękli Oni! Młodzi...


XXXI.

A potem, grzbietem fali uniesieni,
Nad grzmiącym tłumem... jako słońce płoną — —
Chwilę nie widzę nic... Zalew promieni. —
A potem... nikłym brzaskiem rozwidnioną
Widzę komnatę: świt sępny rumieni
Błony w serduszkach okienic i oną
Kolebkę w róże krwawiące owija,
Gdzie Młoda we łzach zasnęła — niczyja.


XXXII.

A Młody, we łzach, na krużganku szepce
Słowa bezdźwięczne.. och, słyszę je — słyszę...!!
Także Jej serce, w różanej kolebce,
Szeptem krwawiącym chłodną kraje ciszę.
Boże mój!!... Ongi światowi pochlebce
Zatruty leli miód... a drwinki mnisze
Piołunem rany żgły: jad był patoką
Wobec tych słów... co na dno piekieł wloką —


  1. Herman zdecydował się na małżeństwo z Judytą, że „był człowiek chory... a miał małego chłopca“; Judyta, obyczajów rozwiązłych, dla Zbigniewa okrutna, małego Bolka musiała tolerować.