Strona:Pielgrzym.djvu/048

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
III.

I bije w niebo mieczami z płomieni,
I w oczy bije słoneczną przestrogą. —
Że mi się w sercu z pożarem lód mieni,
Że mi gwiazd Pańskich dorosnąć nie mogą
Ognie snów moich... Czyli, wytrzeźwieni,
Pójdziem, sny moje, lądem — bitą drogą?
Czy stopą fale tęcz płomiennych zegniem,
Lub na dnie piekieł, zwyciężeni, legniem?


IV.

Dość, że gdym one zjeżdżał okolice,
Orszak myśliwski króla Władysława
Drogę mi zabiegł. I wtem, licem w lice,
Onemu spojrzę, za którego prawa
Stawałem niegdy — z królów król... Iskrzyce
Wielkie mi poszły z ócz... Jako się zdawa
Poznał mię z ruchu głowy... z oczu wzgardy. —
Jam stał wyniośle — konny posąg hardy[1].


V.

Mówiono o tym monarsze, że święty. —
Pierwszy podjechał ku mnie; krzepkiej dłoni
Rzetelny uścisk dał... Aż serca wstręty
Pierzchły, jak ranny cień... i jak się kłoni
Jodła samotna pod wichru praszczęty,
Tak głowę moją wiew mocy odsłoni,
Co z pomazańca szedł — a zdał się srogi
Tem... że mi kwieciem polnem padł pod nogi...


  1. O tem, jak Bolesław nie raczył zsiąść z konia na powitanie Władysława węgierskiego (kanonizowanego po śmierci), pisze Gallus.