Strona:Pielgrzym.djvu/033

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
3.
CIĘŻAR SAMOTNI: UCIECZKA Z MROWISKA.
I.

Odkąd odbieżał mię mój anioł złoty,
Śnieżne się w niebie rozwiały kolumny...
Nad głową czarne skrzydlą się namioty[1],
Ramion dotyka orszak duchów tłumny,
Co palce mają bolesne, jak groty...
Tłuką się o pierś, jak o śpiże trumny:
Czy zasnął we mnie Gniew, że trumna cicha?
Aż śpiż pod wiewem groźnym drga — i wzdycha.


II.

Takim zaszedłem, kędy klasztor biały
Między topole smukłe i kasztany
Chowa się, skromny, choć się rozpłakały
Wszystkie w nim dzwony — i pieśni srebrzanej
Dalekie lasy wtórzą... Wielkiej chwały
I miru z ludem zaznają te ściany:
Rycerze Pańscy wszelakiego znaku
Pokory pełnią służbę na Ossjaku.


  1. podług mistyki Towiańskiego.