Strona:Pielgrzym.djvu/029

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XXX.

Mówił... że, gdyby nie uciekł od księdza,
Na Węgry takżeby wiezion jesienią
Był... „Biedny prałat! sam w domku dni spędza...
Albo w ogrodzie... Grusze się zielenią“...
Po owoc zbiega się sąsiedzka nędza;
A dobre oczy do rzesz się promienią,
Karmionych słowem i chlebem... „Kochany —
Czuł, że sny moje tak bolą — jak rany“...


XXXI.

„Tłumić chciał wnętrzny ból, co wierci skronie:
Obiecał wywieźć do żyznej krainy,
Gdzie są winnice... zamki... cudne konie“...
Do Rzymu wioząc polskie dziesięciny,
Polskie królewię chciał świętej koronie
Węgierskiej w pieczę zdać... Lecz ponoć iny
Był niebios wyrok. „Och, księże prałacie!
A panu oćcu kiedyż mię oddacie?!“


XXXII.

Wtedy przed dzieckiem krył oczy żałosne.
„I widzisz, ojcze! otom znowu z tobą!
Także na Węgrzech!... Kiedyś, jak dorosnę,
Kiedy już skończym z tą straszną żałobą...
Kiedy da Pan Bóg dobrą, świętą wiosnę...
Na Grodźcu siędziesz z królewską ozdobą,
A stary Biskup, co odszedł do nieba,
Mieczom zwycięstwo da, a ustom chleba!...“