Strona:Peter Nansen - Niebezpieczna miłość T. 2.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
8 sierpnia.

Dzień przeszedł — i przeszła noc — i nowy dzień nastał — stało się to wczoraj... a ja żyję jeszcze! A więc boleść nie zabija, a ja sama nie zabijam się z żałości.
Gdy odebrałam jego list i odczytałam go dwukrotnie, zanim zrozumiałam, że to nie jest ani żart, ani nieporozumienie — nie rozpłakałam się i nie padłam zemdlona. Byłam zupełnie spokojna — jakaś dziwna, chłodna jasność rozpostarła się we mnie.
„A więc minęło!“ — rzekłam głośno do siebie. Głos mój brzmiał sucho, niemal obojętnie. Pomyślałam, że powinnabym to była rzec tonem głębszego uczucia. Ale nie było we mnie żadnych uczuć. Wszystko jakby zamarło — jakby serce nie biło, nerwy nie drżały. Miałam wrażenie, że nawet twarz mi stężała, że skóra na niej jakby zamarła. Przeprowadziłam ręką po policzkach i ściągnęłam usta do uśmiechu, aby przymusić twarz znowu do ruchu.
Wyszłam z domu. Dokąd, nie wiedziałam. Spotkałam jakąś starą pannicę, która zawiązała ze mną rozmowę. Właściwie mówiła tylko ona; opowiadała mi jakąś nieskończenie długą historję o chorobie, z której dopiero co powstała. Przy pożegnaniu zauwa-