Strona:Peter Nansen - Niebezpieczna miłość T. 2.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie!
Tamta spojrzała na mnie, zdziwiona.
— Od kogo mam oddać ukłon?
— Od młodej panienki.
— Nieznajomej?
— Przeciwnie, bardzo znajomej!

... Oczywiście, pomyślała o mnie rzeczy najgorsze. Ale co to znaczy wobec tego, że on otrzyma ode mnie pozdrowienie? Jest zagadką dla mnie samej, jak przeżyłam ten dzień do końca, jak opanowałam się do tego stopnia, że nikt nie spostrzegł nic po mnie. Kiedy wybiła szósta, nie mogłam znieść dłużej braku wiadomości. Wyszłam — Bóg wie, pod jakim pretekstem — byłam przed jego domem, ale nie odważyłam się wejść. Wysłałam na górę posłańca. Stan bez zmiany — może trochę lepiej.
Obca kobieta — widać pielęgniarka — zabroniła mi dostępu. Ona, dla której jest on człowiekiem obojętnym, pacjentem jak dziesiątki innych, może być przy nim; pomaga mu, pielęgnuje go; o każdej minucie dnia wie, jak on się czuje, czy jest nadzieja, czy rekonwalescencja postępuje.
A ja, co go kocham — ja, która nie zasta-