Strona:Peter Nansen - Niebezpieczna miłość T. 2.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rzekł. Ale kusicielka nie dawała mi spokoju. Podczas gdy Emmy sączyła mi bezustannie w uszy swoje jadowite słowa, podnosiły się w duszy mojej wątpliwości, pytające triumfująco: „Co właściwie wiesz o nim? Szalona, jak możesz ufać człowiekowi, którego właściwie nie znasz?” I twarz jego przeobrażała się dla mnie stawała się tępą i zimną. Jego słowa brzmiały drwiąco: słyszałam znowu to pytanie z brzydkim uśmiechem: „Jest piękna... Nieprawdaż?”
Gotowa byłam niemal uciec od wrót teatru — trzymać się zdala od życia, które zrozumieć jest tak ciężko, nie widzieć ludzi, których jedynem zadaniem jest zatruć innym istnienie. Ale już znalazłam się w sali, pośrodku brzęczącego jak ul tłumu. Słyszałam śmiechy i obojętną gadaninę ludzi, którzy przyszli do teatru dla zabicia paru godzin. Oburzało mnie, że on ma wydać swoją sztukę na żer tej masie, bezrozumnej, bez serca...
Naraz usłyszałam szept Emmy:
— Otóż i ona jest!
Skierowałam oczy za jej wskazaniem i ujrzałam na balkonie w pierwszym rzędzie damę, w której rozpoznałam wkrótce Paulę Hansen, znajomą mi z portretu. Tak, ona jest piękna. Wprawdzie rysy jej nie są regularne,