Strona:Peter Nansen - Niebezpieczna miłość T. 2.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dnia niknie powoli, i patrzę bezmyślnie przed siebie — wbijam błędnie oczy w dom zprzeciwka, kędy myśli moje udawały się ongiś w bajeczne podróże. Teraz dom tamten jest nudny i powszedni jako nasz, a tam, gdzie dawniej mój bajeczny książę bawił się i rządził, siedzi teraz jakaś otyła i leniwa matrona, która sennemi ściegami nadaje barwy życia szaremu kawałkowi materji, rozpiętej na kanwie.
Podobno Eryk powrócił. Emmy opowiadała niedawno, że widziała go w towarzystwie. Rada jestem, że nie był u nas. Nie chciałabym, aby spostrzegł, jak mi się nie powiodło w życiu.
Ziębnę ciągłe — i mam wrażenie, że cały dom ziębnie wraz ze mną. Nigdy jeszcze nie było u nas tak zimno, tak pusto, tak przytłaczająco smutno. Wszyscy przesuwamy się jak cienie. Nikt nie mówi głośno; schodzimy się na obiady jak na pogrzeb.
A nawet gdy wieczorem pozostaję sama z matką, nie mówimy do siebie, Siedzimy, zatopione w myślach. Ale wiem, że jej myśli krążą koło mnie.

Koniec września.

Najlepiej czuję się u babuni. O ile mogę, przebywam u niej cały czas przed południem.
Poprzez gwarne ulice, na których ludzie