Strona:Peter Nansen - Niebezpieczna miłość T. 2.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Niechże Bogu będą dzięki! Bo nie domyślasz się wcale, jak bardzo troskam się o ciebie w ostatnich dniach. Że masz przede mną tajemnicę, to spostrzegłam już dawno. Ale myślałam sobie, że spotkałaś u Krystyny kogoś, kto ci się podoba, i pewnego dnia przyjdziesz do mnie sama i oznajmisz mi, żeś się zaręczyła.
— O, nie, mamo! I co do tego jesteś w błędzie. Nie mam ci nic do doniesienia o zaręczynach.

9 sierpnia, wieczorem. Kopenhaga.

I znowu jestem w mojem starem gnieździe. Jest tu brzydko i mroczno. Ale cóż to znaczy? Bądź co bądź oddycham tu tem samem powietrzem, którem on oddycha. Mogę go spotkać na ulicy, i gdybym otrzymała od niego list, mogę być u niego za kwadrans.
Rada jestem, że tymczasem jesteśmy same z mamą. Przeto nie potrzebuję nakładać na siebie wiecznego przymusu. Dopiero za tydzień ojciec i Franek powracają z Jutlandji.

11 sierpnia.

Nie chce, abym doń przyszła. Przynajmniej narazie nie chce. Pisze mi, że jeszcze nie może zobaczyć się ze mną, gdyż potrzeba mu