Strona:Peter Nansen - Niebezpieczna miłość T. 1.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łam rada, że nie przyszłam za wcześnie. Śledziłam oczyma na wszystkie strony — nie było go! Na wielkim zaśnieżonym placu przed również wymarłą stacją zatrzymała się dorożka. Prócz dorożkarza nie było widać żywego ducha. Było mi tak, jakgdyby ktoś wylał wiadro zimnej wody na moją czarodziejską baśń. Oto stoi dumna księżniczka niby oblany wodą pudel; w swoich wyrachowaniach zapomniała całkiem, że jej bajka prawdopodobnie nie urzeczywistni się naskutek nieobecności zamówionego.
Już chciałam zawrócić. Ale oto — serce zamarło we mnie — z poza dorożki wysuwa się jakaś postać, wysoka, otulona w futro.
To on! Za chwilę był przy mnie. Nie patrzyłam nań, czułam cień jego przed sobą, usłyszałam głos:
— Łaskawa pani, dorożka czek.
Ten bezwstyd, zdradzający rutynę, przywrócił mi panowanie nad sobą. Spojrzałam nań, odparłam:
— Pan się myli. Może pan polecić dorożce odjechać.
Niechaj Bóg pobłogosławi cię, luba mateczko, za twój woal! Mogłam go obserwować, podczas gdy on nie widział nic prócz czarnego grzbietu kapelusza — Nieco niepew-